Jeszcze tak niedawno wygrzewaliśmy się na leżakach w ogrodzie, leniwie popijając kawę i mrużąc oczy w popołudniowym słońcu. Teraz wyglądam zza firanki, a tam tylko ciemność i płatki mokrego śniegu skrzące się w słabym blasku latarni.
Gdzieś po drodze, w biegu, pomiędzy tęsknie wyczekiwanymi weekendami, zniknęło lato i nie ma się co oszukiwać - mamy grudzień.
Brakuje mi powietrza, naturalnego światła i witaminy D, ale trochę jakby na przekór, resztkami zgromadzonej latem energii, staram się mimo wszystko oswoić ten szorstki czas.
Jest kilka rzeczy, które zimą przynoszą ukojenie i do których chce się wracać po ciężkim dniu. To drobiazgi, rzeczy na pierwszy rzut oka niepozorne, ale pomagają odzyskać równowagę i sprawiają, że wszystko jest tak, jak powinno. Moje małe zimowe radości :)
Dekorowanie domu na zimę sprawia mi ogromną frajdę. To niesamowite jak błyskawiczny efekt dają ozdobne poduchy. Te w czerwieni i szarości czekają schowane w szafie przez cały rok, żeby w grudniu w pełnej krasie wkroczyć na salony :) Jak miło jest oprzeć zesztywniałe od pracy przy komputerze plecy o coś miękkiego. I ładnego ;) Już od progu ławka w przedsionku zaprasza, żeby przysiąść na chwilę i w spokoju zdjąć buty.
Wypróbowałam wiele sposobów na poprawę nastroju zimą, ale zdecydowanie najskuteczniejsza jest babka piernikowa. Piekę ją według przepisu Doroty Świątkowskiej, której książki z przepisami na słodkości należą do moich ulubionych. Połączenie miodu, orzechów włoskich i przyprawy korzennej działa cuda, wierzcie mi :) Ten smak przywodzi na myśl nadchodzące Święta i wprost idealnie pasuje do popołudniowej kawy. Przepis znajdziecie na stronie mojewypieki.com. Dobre ciasto i kawa wymagają odpowiedniej oprawy, dlatego zimą zaraz po powrocie do domu zapalam świetlne łańcuchy i świece w lampionach, najlepiej tych ozdobionych własnoręcznie :). Od razu robi się ciepło i przytulnie. Domowo. Ciemne zakamarki nabierają życia.
Zimowy okres pomagają mi też przetrwać chwile spędzone w pracowni. Skupiam się na pracy i zapominam o całym świecie. Jedyne, co mi wtedy zaprząta głowę, to dobór tkanin i dodatków. Aktualnie na stole w pracowni króluje świąteczna czerwień. Właśnie skończyłam zimową anielinkę. W ciepłej czapie i z misiem pod pachą będzie dzielić z nami ten przedświąteczny czas :)
Ciekawa jestem, co Wam pomaga przetrwać długie zimowe wieczory :) A może zima Wam niestraszna? ;)
Pięknie i przytulnie:) Anielinka prześliczna. U mnie zimową porą królują ciepłe pledy, świece, gorąca czekolada. Pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńBrydziu, dziekuję :) Ja również cieplutko pozdrawiam i zaraz spieszę z rewizytą :))
OdpowiedzUsuńNa siedzenie pod pledem to w tygodniu nie mam czasu, ale w niedzielę musowo. W tym czasie więcej piekę ciast, a właściwie ciasteczek. Robi się w domku ciepło i pachnąco. Przepisu na pewno spróbuję. Piękna anielica : ) Ja też powoli zdobię mieszkanko czerwienią. Piękne zdjęcia : )
OdpowiedzUsuńWidzę, że zimę oswajamy w podobny sposób, ja też uwielbiam piec słodkości i zaszyć się pod kocykiem z dobrą książką :) Dziękuję za odwiedziny :))
UsuńPięknie i z klimatem ...cudowna Anielica:) A placuszek wygląda pysznie ...lubię takie muszę wypróbować :)Dziękuję za odwiedziny na blogu i miłe słowa:) Pozdrawiam grudniowo-Gosia*
OdpowiedzUsuńGosiu, bardzo mi miło, że mnie odwiedziłaś :)) Również cieplutko Cię pozdrawiam :)
Usuń